Spinningowe Liny – zaskakujący przyłów czy świadomy wybór?

Wiosenna aura pod koniec stycznia zachęca do wypraw nad wodę. Szczęśliwcy mają pod nosem pstrągowy siurek czy nawet trociowe rzeki.
Typowo nizinnym spinningistom pozostają okonie i „półdrapieżniki”, które przez cały rok wykazują chęć do aktywnego żerowania. Taka ni zima ni wiosna to czas, kiedy możemy się tęgo zdziwić podbierając zdobycz… Zacznę jednak od rzeczy oczywistych, za jakie uważam szukanie okoni czy jazi.
Na przedzimiu i przedwiośniu – a za takie właśnie uważam tegoroczną „zimę” – gdy z jakichś powodów nie mogę lub nie chcę wybierać się nad wodę krainy pstrąga i lipienia, a pokrywa lodowa, która dopiero zaczyna „łapać” przy brzegu lub dopiero co zeszła, nie przeszkadza zbytnio w wędkowaniu, odwiedzam przyujściowy odcinek nizinnej rzeki bądź okoliczne, leniwie płynące kanały.
Celem głównych takich wypraw kiedyś były dla mnie okonie i jazie, lecz częstotliwość brań pewnych przyłowów była na tyle duża, że z czasem zacząłem te ryby stawiać na równi a nawet nastawiać się z premedytacją na połów … linów!
Tak, linów. Te sympatyczne „prosiaczki” dość często przejawiają drapieżnicze zapędy a nader często zdarza im się to właśnie na progu zimy.
Domyślam się że powodem jest preferowanie wysokobiałkowego pokarmu w zimnej wodzie w sytuacji gdy nie ma roślinności, w której znajdują się klasyczne linowe żerowiska w cieplejszych porach roku.
Gdzie szukać linów na spinning?
Gdzie na lina … Po części już odpowiedziałem – najlepszymi łowiskami zimowo-spinningowych linów są dla mnie wody o minimalnym choćby przepływie – kanały, odnogi i zatoki portowe na nizinnych rzekach. Rzecz banalna- ważnym jest, by szukać ryb w łowiskach w których ich populacja jest zadowalająca. Jeśli najstarsi Górale nie pamiętają, by ktokolwiek kiedykolwiek złowił w danym łowisku interesujący nas gatunek, to nie należy liczyć na sukcesy. W wodach stojących złowiłem na spinning tylko kilka linów, do tego raczej w cieplejszych porach roku. Na dodatek były to starorzecza, więc też poniekąd miały styczność z wodą płynącą. Staram się unikać miejsc, gdzie prąd wody jest wyraźny. Gdy natomiast obok jest jakaś zatoczka, zastoisko ze stojącą a najlepiej minimalnie kręcącą się wodą, przystaje tam nawet na dłuższy czas, by spokojnie i bardzo dokładnie obrzucać takie miejsce. Typując miejsca które warto obłowić szukam wody niezbyt głębokiej – metr wody nad dnem wystarczy, dwa to już za dużo – najlepiej o dnie z mieszaniny piasku i mułu. Ciemne, muliste dno szybciej łapie ciepło z promieni słonecznych a to wpływa na aktywność ryb. Gruba warstwa miękkiego mułu może utrudniać prezentacje przynęty, i zwyczajnie irytować, gdy w niemal każdym rzucie wyciągamy na przynęcie resztki gnijących liści.

Sprzęt i technika połowu linów na spinning
Takie łowienie to czas, kiedy bardzo wyjątkowo przepraszam się z wklejanką. Przy czym nie jestem zwolennikiem sprzętu typu ultralight. Teoretycznie nastawiając się na białoryb- bo przecież tak lin jak i jaź to karpiowate- powinno się łowić skrajnie delikatnie, ale nie schodzę z górnym CW wędziska poniżej 8g. 10-12 to preferowane przeze mnie wartości. Wędzisko raczej dłuższe, 240-270cm., takie pozwala na dłuższe rzuty, wystawienie szczytówki za przysłowiową trzcinkę itd. Żyłka, bo w przypadku temperatur w okolicach zera żyłka sprawdza się znacznie lepiej, o średnicy … I tu jest kłopot. Z jednej strony przejrzysta zazwyczaj woda, w zasadzie bez roślinności i precyzyjna prezentacja raczej małej przynęty, z drugiej brzegi z cienką taflą lodu i silne ryby, które potrafią osiągać kilka kilogramów- no może bez szaleństw, 2-2,5kg., to jednak nie jest mało. Kompromisem dla mnie jest dobra, mierzona mikromierzem 0,16mm. – zarówno dla klasycznych żyłek nylonowych jak i w przypadku stosowania żyłki mono z fluorokarbonu. Gdy jest ciepło i nie grozi zamarzanie linki I przelotek nic nie stoi na przeszkodzie łowienia cienką plecionką. Przy czym ten końcowy metr przed przynętą powinien być z niegrubego fluorocarbonu. Chodzi nie tyle o jego „niewidzialność” co o odporność na przetarcia, która pomaga wyholować rybę instynktownie zwiewającą w zawady gdy tylko poczuje opór.
Najlepsze przynęty na spinningowe liny
Przynęty… Ameryki nie odkryję – małe gumki, zwykle imitacje potencjalnego pokarmu ryb czyli pijawek, larw owadów oraz narybku.
W moim pudełku królują małe tanty w brudnych kolorach, imitacje larw widelnic i ważek oraz małe twisterki, tzw. paprochy – czarne, brązowe, nieśmiertelne motor oil ale też ochotkowe, żółte, białe oraz tzw pleksi z delikatnym, srebrnym brokatem – te ostatnie kapitalnie imitują narybek i świetnie sprawdzają się w dni, kiedy liny aktywnie gonią drobne rybki. Wbrew pozorom takie dni nie są wcale aż taką rzadkością. Gumki zbroję klasycznymi główkami lub za pośrednictwem czeburaszek. Lepiej za lekko niż za ciężko – to nie czas agresywnego opadu a raczej lekkiego szurania i grania w miejscu. Nie jestem fanem bocznego troka ani dropshota, wiec mimo dostrzeganego w nich potencjału nie mam doświadczeń z łowienia tymi metodami w takich okolicznościach. Często maczam gumki, szczególnie te bez pracy własnej, w „śmierdziuchach” przeznaczonych to aromatyzowania przynęt okoniowych, zwykle oznaczonym jako ochotka. Przynęty o żebrowanym korpusie są dla nich wprost stworzone. Czy pomagają… sądzę że tak. Na pewno zaś nie zmniejszy to liczby brań.
Prowadzenie przynęt
Przynętę prowadzę dwojako. Gdy jest „ten dzień” i liny aktywnie polują na narybek łowię równie aktywnie – prowadzę przynętę w pół wody, z elementami przytrzymanie i podbić, generalnie nie jednostajnie, na przynęty imitujące narybek – jak wspomniany wyżej przezroczysty twisterek z drobnym, srebrnym brokatem. Aczkolwiek kolor jest tu znacznie mniej ważny od prezentacji przynęty. W przypadku braku brań, lub w dzień z normalną aktywnością żerową linów, łowię wolniej i przy dnie. Preferuję wówczas tanty, ważki itp. obciążone czeburaszką – zwykle 1,5-2,5g. Łowię powoli, gdy to możliwe kładę przynętę na dnie i lekko drgam szczytówką wklejanki niczym mormyszkowyn kiwokiem. Przemieszczam wabik o kilkadziesiąt centymetrów powoli muskając dno lub nieco szybciej, płynnym poderwaniem, by znów pograć troszkę w kolejnym miejscu. Zdarza się, że zainteresowana ryba tylko ogląda przynętę a atakuje dopiero wówczas, gdy ta zdaje się jej uciekać.

Brania linów na spinning
Brania linów, podobnie zresztą jak jazi, są przeróżne. Czasem jest to prawie niewyczuwalne zassanie przynęty, a bywa że i łupnięcie godne sandacza. W każdym jednak przypadku zacięcie powinno być natychmiastowe. Nie musi być silne, karpiowate mają dość miękkie pyszczki, które ostry hak penetruje z łatwością, ale rzadko kiedy pozwalają sobie na dłuższe trzymanie w pysku czegoś nienaturalnego, więc zacinać należy od razu. Nie ma co liczyć na to, że ryba powróży atak. Choć sam często zapominam, polecam zabierać ze sobą podbierak i dość dużą ścierkę. Linowy śluz bardzo utrudnia podbieranie ręką a kiedy już mamy z nim styczność, na przykład przy odhaczaniu ryby, trudno jest się go z dłoni pozbyć.

Podsumowanie
To z grubsza tyle. Jeśli macie gdzieś łowisko choć w części kojarzące się z opisanymi przeze mnie to próbujcie. Siedząc w domu trudno złowić rybę, a dzień nad wodą jest lepszy od dnia na kanapie nawet jeśli nie biorą.
Jeżeli chcecie przeczytać nieco więcej o spinningowych linach i/lub lubicie się pośmiać, zapraszam do przeczytania krótkiej historii z pewnych zawodów, na mojej autorskiej stronce:
https://www.facebook.com/share/p/128zqt3SRR9/
Połamania kija, niekoniecznie na linach, Michał!